Tydzień 4

Pekin - Wielki Mur - Pekin - Weifang - Morze Żółte

Dzień 22: niedziela, 23 listopada 2003

Pekin jest inny niż dotąd odwiedzone miasta. Bardzo czysty, mnóstwo drapaczy chmur i nowoczesnych centrów handlowych. Wygląda jak jedno z miast europejskich, widać również przygotowania do Igrzysk Olimpijskich. Słynny Plac Tiananmen jest ogromny, mnóstwo ludzi i latawców z których słynie. Widzimy ceremonię zdjęcia narodowej flagi, podczas której zatrzymywany jest ruch samochodowy przy placu. Odwiedzamy Zakazane Miasto, które było zamknięte przez ponad 500 lat dla zwykłych Chińczyków, teraz dostępne jest za 40 jenów. Prawdziwy kunszt architektury chińskiej robi ogromnie wrażenie. Wracamy do hotelu bardzo zmęczeni, korzystamy jednak z wieczornej okazji zrobienia darmowego prania w pralni hotelowej. Nasz pokój zamienia się w suszarnię.

Dzień 23: poniedziałek, 24 listopada 2003

Dzisiaj planujemy zobaczyć Wielki Mur i tak tez się dzieje. Docieramy na miejsce koło 14:00. To, o czym tyle czytaliśmy, stoi przed nami, stoi i ciągnie się graniami gór. Wiedzieliśmy, że Wielki Mur musi być niesamowity, ale on naprawdę zapiera dech w piersiach. Spędzamy tam cztery godziny chodząc po nim i podziwiając kunszt budowniczych i wysiłek tysięcy robotników. Do Pekinu wracamy koło 20:00. Znów zmęczeni padamy do łóżek.

Dzień 24: wtorek, 25 listopada 2003

Dzień odebrania wizy z wietnamskiej ambasady. Niestety Piotra dopada typowa u obcokrajowców chińska grypa i spędza w łóżku cały dzień. Mały relaks od czasu do czasu się przyda. Tego dnia wprowadza się do naszego pokoju Kanadyjczyk słowackiego pochodzenia, który także podróżuje po Chinach. Ma też biblię podróżników czyli przewodnik Lonley Planet, bez którego i my mielibyśmy ciężki żywot. Mówi, że zamierza dojechać do brata do Tajlandii i stamtąd podróżować dalej. Jak będziemy w Tajlandii to się do niego odezwiemy.

Dzień 25: środa, 26 listopada 2003

Kolejnego dnia odbieramy paszporty z wizą wietnamską. Ten dzień jest z kolei pechowy dla Pawła, którego dopada "żołądkowa zemsta Azji". Jutro czas ruszyć dalej, wybieramy się na wschód do naszych znajomych, Igora i Leny, poznanych w Kolei Transsyberyjskiej.

Dzień 26: czwartek, 27 listopada 2003

Rano opuszczamy stolicę Chin. Pociąg jak zwykle zatłoczony, ale przynajmniej ciepły. Z Igorem i Lena umówieni jesteśmy na 22:00. Z zaciekawieniem wypatrujemy za oknem wagonu Żółtej Rzeki. Jest, żółta rzeczywiście. Tak jak mówią, godna podziwu. W leżącym nad nią Jinan zmieniamy pociągi i koło 21:00 docieramy do Weifang. Znajomi z transsyberiana już na nas czekają. Nocować będziemy u ich przyjaciół, Eugene z Ukrainy i Natalie z Indonezji. Częstują nas kolacją i dobrym piwem. To niezwykle życzliwi ludzie. Rozmawiamy do późna w nocy, dowiadując się miedzy innymi, jak łatwe życie mają w Chinach nauczyciele angielskiego.

Dzień 27: piątek, 28 listopada 2003

Wybieramy się na pobliski targ w poszukiwaniu atrakcji. Tych nie brakuje. Smażone owady, przypominające kształtem karaluchy i mięsa przeróżnych zwierząt do kupienia na surowo bądź po obróbce, zaspokajają nasza ciekawość. Ale to nie koniec wrażeń, nasi znajomi gdzieś nas prowadzą, nie zdradzając tajemnicy. Po długim spacerze wchodzimy do centrum biznesowego. Ściągamy buty i całe ubranie, zakładamy klapki i... hulaj dusza! Prysznice, sauna fińska, łaźnia turecka i wypełnione wrzącą niemalże wodą jacuzzi. Korzystamy bez ograniczeń, płacąc tylko niewiele ponad 3$, w przerwach bilard, siłownia i darmowe przekąski. Wieczór kończymy dobrym niemieckim piwem.

Dzień 28: sobota, 29 listopada 2003

Czas wykorzystać dzień na długo oczekiwane Morze Żółte. Wybieramy pobliskie Qingdao. Towarzyszy nam Natalie, biegle władająca zarówno angielskim, jak i chińskim, to znacznie ułatwia wypad. Na miejsce docieramy po dwóch godzinach jazdy autobusem i bez pośpiechu udajemy się w kierunku nabrzeża. Spacerujemy i spacerujemy, i... spacerujemy, i zgodnie dochodzimy do wniosku, ze Morze Żółte ani trochę nie jest żółte. Wracamy do Weifang, gdzie w pubie czeka nas impreza, oficjalnie rocznica otwarcia, nieoficjalnie polskie Andrzejki. Poza naszą ekipą są jeszcze inni nauczyciele angielskiego. Paweł i Natalie zdzierają gardła na karaoke, a na koniec śpiewamy naszym gospodarzom "Czterech pancernych". Na moment zapominamy, ze jesteśmy w głębokiej Azji.

Poprzedni tydzień

Lista tygodni

Kolejny tydzień