Tydzień 27

Okolice Oaxaca - San Marcos - Antigua - El Rancho - Flores - El Remate

Dzień 183: niedziela, 2 maja 2004

Porannym autobusem ruszamy zobaczyć ruiny Monte Alban, położonego kilka kilometrów od Oaxaca. To jedne z lepiej zachowanych pozostałości po imperium Majów. W ich skład wchodzą dwie wielkie piramidy położone po dwóch stronach Wielkiego Placu i kilkanaście mniejszych leżących po bokach. Każda z piramid ma szerokie, strome schody z bardzo wysokimi stopniami, co bardzo utrudnia dostanie się na szczyt budowli. Wielki Plac, będący miejscem spotkań, służył również jako miejsce do gry podobnej do naszej dzisiejszej piłki nożnej. Kolejnym punktem na dzisiejszy dzień jest mała wioska El Tule, w której znajduje jedna z większych roślin tego świata. Jest nią cypryśnik Montezumy mający obwód pnia 35,8 metra przy 41 metrach wysokości. Z El Tule wracamy lokalnym autobusem. Dzisiejszego dnia mija pół roku od czasu naszego wyjazdu, więc szukamy odpowiedniego trunku by wznieść toast. I ku naszemu ogromnemu zdziwieniu znajdujemy polską, wyborową wodę ognistą, którą oblewamy naszą wyprawę.

Dzień 184: poniedziałek, 3 maja 2004

Pierwszą rzeczą dzisiejszego dnia jest kupno przewodników australijskiego wydawnictwa Lonley Planet o Ameryce Środkowej i Południowej, których nie mogliśmy dostać w Mexico City. Bez dobrego przewodnika podróżowanie jest znacznie trudniejsze. Resztę dnia spędzamy na przyglądaniu się życiu miasteczka i jego mieszkańców. Odwiedzamy również targowisko leżące tuż przy stacji autobusowej, gdzie mieszkańcy okolicznych wiosek sprzedają swoje płody rolne. Po południu nocnym autobusem ruszamy do Tapachula, miasteczka leżącego przy granicy z Gwatemalą.

Dzień 185: wtorek, 4 maja 2004

Wczesnym rankiem jeszcze zaspani wysiadamy w Tapachula. Jedno z przejść granicznych, między Meksykiem i Gwatemalą, położone jest w wiosce El Carmen. Wyglądem i atmosferą przypomina te widziane w południowo-wschodniej Azji. Mnóstwo drobnych handlowców, cinkciarzy i naciągaczy. Po odprawie, drogą przez dżunglę, idziemy pieszo do najbliższej wsi. Tam łapiemy busa do miasteczka San Marcos. Z dworca autobusowego leżącego pośrodku targowiska ruszamy, przedzierając się przez stragany, do banku. Naszą uwagę przykuwają ochroniarze stojący z wielkimi karabinami przed niemal każdym sklepem. Na ulicach mijamy ludzi ubranych w tradycyjne, kolorowe stroje, niosących na głowie kosze z warzywami lub owocami. Po wymianie czeków podróżnych wracamy na dworzec. Gwatemalski transport oparty jest w większości na zdemobilizowanych, szkolnych autobusach z USA. Wyglądają one jednak znacznie inaczej, niż te widziane w Stanach Zjednoczonych. Są kolorowo pomalowane, a na ich dachach zamontowano wielkie bagażniki. Z przewodnika dowiadujemy się, że takie autobusy przyjdzie nam oglądać w całej Ameryce Środkowej. Zwane są tu "kurczakami" ze względu na swą kolorystykę i sposób jazdy kierowców na krętych, górskich drogach, który przypomina uciekającego kurczaka. Dla kierowców nie ma drogi nie do przejechania, a o bezpiecznej jeździe raczej nie słyszeli. Późnym wieczorem docieramy do Antigua, dawnej stolicy Gwatemali.

Dzień 186: środa, 5 maja 2004

Tu mamy nadzieję spotkać naszych znajomych z Londynu Jacka i Jowitę. Oni również podróżują po świecie od ponad pół roku. Przy śniadaniu Piotr słyszy, jak ktoś z hotelu położonego kilkadziesiąt metrów dalej krzyczy: "Jacek nie zapomnij kupić bułek". To na pewno Jowita! Szybko kończymy śniadanie i idziemy do nich. Mają dziś w planie odwiedzić jeden z okolicznych wulkanów, my również chcieliśmy go zobaczyć, więc jedziemy razem. Antigua położona jest między trzema wulkanami: Agua, mającym 3765 m n.p.m, Acatenango oraz ciągle dymiącym i wybuchającym Fuego. Z oddali wyglądają przepięknie. Wyruszamy po południu. Dojazd zajmuje ponad godzinę, wspinaczka kolejne dwie. Pogoda niestety nie dopisuje, więc z pięknych widoków, które się stąd rozciągają, nici. Stajemy tuż na krawędzi krateru skąd ciągle wydobywa się siarczysty dym, tak gęsty, że aż ciężko tu oddychać. W czasie całego wypadu na wulkan towarzyszą nam uzbrojeni ochroniarze. Są oni wynajęci przez agencję turystyczną, która w ten sposób zapobiega porwaniom turystów. Gwatemala wydaje się być niebezpieczna, jednak miejscowi, których poznajemy, są bardzo przyjaźni. Żywo reagują, gdy mówimy że jesteśmy z Polski, kraju Papieża. Wieczorem decydujemy się na wspólne podróżowanie planując jednocześnie dostanie się do Tikal, kolejnych ruin imperium Majów.

Dzień 187: czwartek, 6 maja 2004

Wczesnym rankiem wybieramy się na zwiedzanie miasta. Antigua to dawna stolica Gwatemali. Jest jednym z najlepiej zachowanych miast kolonialnych w Ameryce Środkowej. Chodząc wąskimi uliczkami mijamy kolorowe domy często przyozdobione pięknymi porcelanowymi kaflami. Mnóstwo tu kościołów, z których najsłynniejszy to Katedra Metropolitalna, często niszczona przez trzęsienia ziemi spowodowane wybuchami wulkanów otaczających Antigue. Plan miasta to typowy przykład zabudowy kolonialnej. W centralnej części położony jest Główny Plac, na którym aktualnie znajduje się park z piękną fontanną. Od wschodniej strony otacza go katedra i pałac biskupów, z północnej znajduje się Pałac Kapitanów i Generałów, na przeciwko niego położone są kolejne budynki dawnej administracji wojskowej. A od strony zachodniej zamknięty jest budynkami, które służyły przybywającym do miasta kupcom. Przy jednym z mniejszych placów znajduje się kilkanaście kamiennych zlewów służących do prania. Co ciekawe ciągle się z nich korzysta. Kierując się na południowy wschód dochodzimy do kościoła św. Franciszka. Poza pięknym wystrojem uwagę zwracają modlący się ludzie w tradycyjnych strojach. Antigua poza centrum kulturowo-turystycznym pełni jeszcze rolę ośrodka nauki języka hiszpańskiego. Mieści się tu wiele znanych w świecie szkół nauczających za niewielkie pieniądze. Antigue opuszczamy popołudniem. Udajemy się do Gwatemala City czyli stolicy Gwatemali. Tam kolejnym autobusem wyruszamy do Coban, małego miasteczka służącego głównie turystom jako przystanek noclegowy w drodze do Tikal. Jesteśmy tam późnym wieczorem.

Dzień 188: piątek, 7 maja 2004

Opuszczenie małego miasteczka sprawia nam wiele trudności. Miejsce, z którego odjeżdżamy, niczym nie przypomina stacji. Jest to raczej targ, na który zjeżdżają się okoliczni rolnicy, by sprzedać płody rolne. Kiedy w końcu znajdujemy właściwy minibus, pakujemy bagaże na dach i siedzimy w środku czekając, aż znajdzie się reszta pasażerów na kurs do Sayaxche. Ruszamy po ponad 40 minutach. Po kilku godzinach jazdy jesteśmy cali ścierpnięci, prawie nie czujemy nóg. Kolejny bardzo ciasny minibus dowozi nas do Flores. Małe miasteczko położone nad jeziorem Peten Itza ma w swoim centrum targowisko, na którym znajduje się jednocześnie miejsce odjazdu minibusów. Ciekawą rzeczą jest połączenie Flores kilkusetmetrowym mostem z położonym na wyspie miasteczkiem Santa Elena, do którego udajemy się pieszo. Tam spędzamy kolejną noc w drodze do Tikal.

Dzień 189: sobota, 8 maja 2004

W okolicach Flores znajduje się kompleks jaskiń. Przewodnik o Ameryce Centralnej poleca ich odwiedzenie, więc wybieramy się tam wczesnym rankiem. Dochodzimy no nich po około 30 minutach marszu. Brak zainstalowanego wewnątrz oświetlenia utrudnia zwiedzanie, a przy naszych małych latarkach trudno podziwiać ich wielkość. Po odwiedzeniu kilku komór wracamy do hotelu, by odebrać plecaki. Potem szukamy busa do El Remate. W klaustrofobicznych warunkach pokonujemy kolejne kilometry. El Remate to malutka, atrakcyjna turystycznie wioska leżąca tuż nad brzegiem jeziora. Po przyjeździe znajdujemy chatę w jakiej jeszcze nie spaliśmy. Jej ściany do półtora metra wysokości zbudowane są z kamieni, reszta owej ściany to powiązane ze sobą gałęzie. Dach pokryty trzciną, a drzwi również zbudowane z gałęzi zamykane są na łańcuch. Do tego wszystkiego wewnątrz brak jakichkolwiek mebli. Są tylko kamienne łóżka pokryte materacami. Upał, który towarzyszy nam już od rana, zmusza do kąpieli. Po zrzuceniu plecaków udajemy się czym prędzej nad jezioro. Tam, przy jednym z mostów, kąpie się grupa dzieci. Widząc, że i my przyszliśmy popływać, popisują się umiejętnością skoków do wody. Jezioro jest płytkie, co sprawia, ze woda jest tu niezmiernie ciepła. Po skończeniu kąpieli nasi młodzi znajomi oferują nam własnoręcznie wyrzeźbione w drewnie pamiątki przedstawiające zwierzęta z okolicznej dżungli. Każdy z nas kupuje po jednej z małych rzeźb. Dzień niespodziewanie kończymy meczem piłki nożnej grając z miejscowymi. Mecz kończy się wynikiem 3:7 dla "reprezentacji" Polski. Mamy więc co świętować.

Poprzedni tydzień

Lista tygodni

Kolejny tydzień